Artykuł
Nieskomplikowany demon dla nieskomplikowanych ludzi
Przypomniałem sobie, że jednym z pierwszych objawów schizofrenii jest niedająca się stłumić potrzeba nadinterpretowania, dopatrywania się we wszystkim znaków
Fragment książki „Lejek (wariacje)”
Znalazłszy się w okolicznościach turystycznych, przez parę dni wędrowałem górskim szlakiem. Jak przystało na osobę z gruntu przeciętną, wybrałem trasę monotonną i asekurancką. Szedłem przez las, podchodziłem, schodziłem, znów podchodziłem, jakby poza mną i tym lasem nie było na świecie niczego. Linię horyzontu widywałem z rzadka. Nuda bywa przyjemna, jeśli ograniczyć sobie możliwości wyboru.
Telefon wyłączyłem i cieszyło mnie to tylko trochę mniej niż jednostajne, ciasne pejzaże.
Wycieczkę przerwało załamanie pogody. Nad ranem ulewny deszcz zaczął tłuc w ściany namiotu. Poczekałem, aż zelżeje, i wyjrzałem na zewnątrz – rozwodniona mgła szorowała brzuchem o jagodowiska i mchy, mżyło, po niebie ciągnęły stłoczone chmury. Przypominały stosy używanych szpitalnych kołder. Wyglądało to niezbyt obiecująco.
Zwinąłem mokry namiot, przycupnąwszy pod drzewem, zjadłem skromne śniadanie, a potem zająłem się mapą. Do najbliższego schroniska miałem parę godzin marszu, ponadto trzeba było zboczyć z zaplanowanej trasy, a ja nie lubię zbaczać z zaplanowanych tras. Mimo to pomyślałem: trudno.
Piotr Kofta „Lejek (wariacje)”, Nisza 2024
Piotr Kofta „Lejek (wariacje)”, Nisza 2024
Sprawdziłem jeszcze raz, na wszelki wypadek – schronisko znajdowało się za cienką przerywaną linią, na szerokiej przełęczy, która oddzielała moje lesiste pasmo od skalistego masywu o skomplikowanej nazwie upstrzonej znakami diakrytycznymi. Na mapie – dopiero teraz to do mnie dotarło – symbol schroniska był ledwie dostrzegalny, blady, na poły wymazany, wydrukowano go akurat w miejscu zgięcia papieru. Wystarczyłby inny kąt padania światła, cień, paproszek, a nie zauważyłbym go.