Artykuł
Londyn tasuje karty
Suella Braverman może raczej spać spokojnie. Dymisja może jej tylko pomóc, czego nie można powiedzieć o premierze i całej Partii Konserwatywnej, która prawie na pewno straci władzę po następnych wyborach
Poniedziałkowe przetasowania w rządzie Wielkiej Brytanii sprawiły, że bohaterem międzynarodowych newsów chwilowo stał się David Cameron. Nic w tym dziwnego – mianowanie na stanowisko ministerialne byłego premiera to na Wyspach krok sensacyjny. Ale długofalowo dla brytyjskiej polityki większe znaczenie będzie mieć zapewne to, że jednocześnie z gabinetu Rishiego Sunaka odeszła Suella Braverman.
Na kłopoty – David
Cameron, potomek arystokratycznego szkockiego rodu, to dawna gwiazda Partii Konserwatywnej, ale też jej wielka, niespełniona nadzieja. W historii zapisze się zapewne jako ten, który „wypuścił z butelki dżina brexitu”. Choć sam był zwolennikiem pozostania w Unii Europejskiej i jej reformowania od wewnątrz, jako szef rządu podjął decyzję o rozpisaniu referendum, zaś po ogłoszeniu jego rezultatu złożył dymisję. Otwarło to drogę do licznych zawirowań w kraju, ale przede wszystkim w samej partii. Kadencje kolejnych liderów (od Theresy May poprzez Borisa Johnsona aż po Liz Truss) nie były – delikatnie mówiąc – szczególnie udane. Wielu zwolenników torysów wspomina więc dziś z sentymentem czasy przywództwa Camerona, który stopniowo zwiększał wyborczą siłę partii, a przy okazji ostrożnie otwierał ją na nowe segmenty elektoratu (zwłaszcza proekologicznego, ale też na ludzi gorzej sytuowanych, spoza klasy średniej i wyższej).