Artykuł
Wiele różnych gier
Terakotowa armia z grobowca chińskiego pierwszego cesarza Qin
Najbliższa dekada może być okresem decydującym dla przyszłości wielu krajów Azji. Dziś są rozdarte pomiędzy wielkimi możliwościami a dysfunkcjonalnymi konfliktami zewnętrznymi i wewnętrznymi ograniczeniami
Centrum świata przesunęło się w XXI w. do Azji Południowo-Wschodniej? Tak przynajmniej twierdzą często politycy i publicyści. Ale to wciąż pozór. Stany Zjednoczone, a nawet „stara Europa” nie oddają pola łatwo. Część świata zwana umownie „transatlantycką” mocno skonsolidowała się w obliczu niedawnych zagrożeń, takich jak pandemia, a zwłaszcza rosyjska agresja przeciwko Ukrainie. I nie zmieniają tej generalnej oceny całkiem liczne wyjątki od reguły.
Gra interesów jest w cywilizacji zachodniej rzeczą naturalną, podobnie jak ich ucieranie poprzez konflikt i rywalizację. Nawet bardzo brutalną, posługującą się jako narzędziem szantażem wobec partnerów i sojuszników. Trudno nie pamiętać, że konflikty wymagały systemowej innowacyjności we wszystkich dziedzinach, od wojskowości po finanse publiczne czy edukację, i tak Zachód budował swoją potęgę. To sztuka wojenna, oparta m.in. na bezwzględności, dyscyplinie oraz stałym dążeniu do uzyskania przewagi jakościowej (a nie ilościowej) zapewniła mu najpierw odparcie idących z Azji najazdów, a potem dominację nad niemal całą „resztą świata”. Zbudowanie potęgi ekonomicznej – efektywnego systemu „produkcji pieniędzy” pozwalającego finansować coraz droższe zbrojenia i rekordowo szybko przechodzić do kolejnych generacji broni – stanowiło zaś zarówno skutek, jak i przyczynę tego megatrendu.
Jak goni się Zachód
Azja – istotna część tej „reszty” – buduje (a przynajmniej próbuje) swoją własną potęgę. Często w opozycji do dawnych hegemonów. Stosuje jednak przy tym (całkiem słusznie!) ich wzorce rozwojowe i narzędzia zamiast własnych, tradycyjnych i w większości ekstensywnych. Co najwyżej wyciąga niektóre elementy rdzennej kultury i wplata je w szersze strategie.