Konstytucyjna inżynieria strachu
Kiedy Bruce Ackerman wykuwał pojęcie momentu konstytucyjnego, zapewne nie miał na myśli czasu, w którym toczącą się w sąsiednim kraju wojnę wykorzystuje się do tego, aby przeprowadzać krajową nowelizację konstytucji. Polska ustawa zasadnicza 2 kwietnia tego roku obchodziła dwudziestopięciolecie uchwalenia. Czy zatem przyszedł czas - moment konstytucyjny - aby pod wpływem determinanty o charakterze zewnętrznym dokonać jej nowelizacji? A może jest to idealna chwila, aby dokonać zmiany dyrektyw wykładni i interpretacji? Taka zmiana bez zmiany może być jeszcze bardziej szkodliwa niż faktyczne uchwalenie nowych przepisów w tym niespokojnym momencie.
Trzeba zastanowić się zatem, czy działanie w domniemanym stanie konstytucyjnej wyższej konieczności - czy to w zakresie nowelizacji prawa, czy jego faktycznego stosowania przez organy centralne - jest zgodne z prawem i aksjologią demokracji.
Konsensus albo strach
W kontekście głosowań nad nowelizacją konstytucji swoją uwagę możemy skierować na koncepcję Ackermana. Jak podaje prof. Anna Młynarska-Sobaczewska, była ona związana z zaistnieniem szczególnego okresu w historii narodu, kiedy to „przeświadczenie o tożsamości suwerena pozwala osiągnąć porozumienie co do nowej treści ustroju”. Piotr Tuleja, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, w