Artykuł
Reforma sądownictwa: jeżeli nie teraz, to nigdy?
Niedawny radiowy wywiad prezesa partii rządzącej wywołał prawdziwą burzę. Nie chodzi przy tym o codzienną walkę polityczną, ale o realne poruszenie środowiska prawniczego, zwłaszcza sędziowskiego. Czy kogokolwiek to poruszenie może dziwić? Chyba nie: od sześciu lat obóz rządzący zapowiada głęboką reformę sądownictwa, poczynił w tym zakresie pewne kroki (zwłaszcza przez pierwsze dwa lata rządów), ale zasadniczy cel reformy, przynajmniej w odniesieniu do sądów powszechnych, którym chciałbym poświęcić kilka słów, nie został zrealizowany. W kwestii spłaszczenia struktury i utworzenia jednolitego stanowiska sędziowskiego wciąż pozostajemy na etapie zapowiedzi. Mimo to deklaracja najpotężniejszego polityka w Polsce okraszona garścią szczegółów ma swoją wagę i prowokuje do przypomnienia, skąd takie fundamenty reformy i czemu warto ją przeprowadzić.
Dwa filary
Zastrzegam, że nie znam projektów, o których mowa w wywiadzie. Z Ministerstwa Sprawiedliwości odszedłem ponad dwa lata temu i w pracach legislacyjnych, które po moim odejściu się toczyły, nie brałem udziału. Wiem jednak, czemu blisko sześć lat temu rozpocząłem wraz z gronem współpracowników prace nad całościową reformą sądownictwa i jakie idee nam przyświecały. Niektóre elementy reformy udało się zrealizować - m.in. wprowadzono system losowego przydziału spraw i minimalne obciążenia orzecznicze sędziów, niezależnie od stanowiska i
-
keyboard_arrow_right