Artykuł
Prawa autorskie potrafią się przypomnieć po wielu latach
Producent napojów Hellena nie ma praw do trzech z używanych etykiet - uznał sąd. To efekt niefrasobliwego podejścia pierwszego właściciela do zawieranych umów
Początek tego sporu sięga czasów, gdy kapitalizm w Polsce zaczynał raczkować, biznes rozwijał się szybko, a kwestie prawne nie spędzały przedsiębiorcom snu z oczu. Zwłaszcza jeśli chodzi o prawa autorskie, które co prawda obowiązywały, ale mało kto się nimi wówczas przejmował. Wiele umów zawierano ustnie, płacono i zapominano o sprawie. Dziś, po kilkudziesięciu latach, okazuje się, jak duży był to błąd.
Tak też było w przypadku napojów sprzedawanych pod marką Hellena. Założona w 1991 r. przez Zygmunta Sroczyńskiego firma o tej nazwie szybko podbiła polski rynek, przywracając na niego kultową w czasie PRL oranżadę. Potrzebne były etykiety, więc kolejno zlecano ich zaprojektowanie. Tak powstał znany w całym kraju obrazek z kieliszkiem do martini, cukierkami i bąbelkami. Później kolejne do innych napojów. Artystka, która je przygotowywała, pracowała też przy innych projektach - specjalnej czcionce, plakatach, materiałach reklamowych. Łącznie wykonała kilkaset takich zleceń. Dostawała je ustnie, za wszystkie otrzymywała wynagrodzenie, część prac wykorzystywano, część nie. Zawieraniem pisemnych umów regulujących kwestie przeniesienia autorskich praw majątkowych lub też wykupienia licencji nikt sobie głowy nie zawracał. Współpraca trwała kilkanaście lat, aż do ogłoszenia upadłości firmy. W 2007 r. przejęła ją spółka Jutrzenka (obecnie Colian).
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right