polityka
Niemcy z planem, Francja w chaosie
Dwa największe państwa UE borykają się z kryzysami politycznymi rzutującymi na spadek ich pozycji w Unii, a także w kontekście rozmów z Waszyngtonem. O ile w Niemczech horyzontem są lutowe wybory, o tyle we Francji klincz może trwać miesiącami
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz z żoną Brittą Ernst w Bundestagu
Chwiejna koalicja kanclerza Olafa Scholza chyliła się ku upadkowi od wielu miesięcy. Choć jej fiasko było bezpośrednio związane z tarciami między liberałami z Wolnej Partii Demo kratycznej domagającymi się cięć budżetowych a Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD), to istotną rolę odegrała też skrajna prawica, która wygrała z partią Scholza wybory we wschodnich landach.
Również Emmanuel Macron poległ w starciu ze skrajną prawicą, która najpierw wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego, a następnie przyczyniła się do upadku najkrócej urzędującego premiera kraju Michela Barniera. W przeciwieństwie do Scholza Macron jednak nie ma zamiaru oddać władzy.
Proces upadku rządu jest w Niemczech ściśle uporządkowany. Wczoraj uruchomił go sam Scholz i złożył wniosek o wotum zaufania, potrzebny żeby rozpocząć procedurę zmiany władzy. – Ta decyzja jest na tyle fundamentalna, że musi ją podjąć sam suweren, wyborcy – tak o przyszłości Niemiec mówił wczoraj szef rządu. Do zamknięcia tego wydania DGP nie były znane wyniki głosowania, ale jakakolwiek inna decyzja niż odrzucenie wniosku zostałaby uznana za sensację. Kolejne kroki to zwrócenie się do prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera o rozwiązanie Bundestagu i rozpisanie wyborów, a to ma nastąpić pod koniec tego roku. – Jeśli prezydent zastosuje się do mojej propozycji, wyborcy wybiorą nowy Bundestag 23 lutego – mówił Scholz.
Do wyborów krajem nadal będzie rządzić mniejszościowy rząd z Scholzem na czele. Ważne jest jednak to, jak długo będzie trwało formowanie nowego rządu po wyborach, prawdopodobnie pod przywództwem lidera Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Friedricha Merza. Już dziś jest on przez wielu europejskich polityków traktowany niemal jak kanclerz, gdy się weźmie pod uwagę, że chadecka koalicja jest na czele sondaży z 32-proc. poparciem. To szef CDU proponuje nowe formaty współpracy w ramach Unii Europejskiej i sygnalizuje pomysły na temat Ukrainy. I to na Merza czekają dziś europejskie instytucje i państwa.
Niemcy, jako największy płatnik do unijnego budżetu, będą odgrywać pierwszoplanową rolę podczas negocjacji wieloletnich ram finansowych na lata 2028–2034. Dlatego realne rozmowy na ten temat rozpoczną się po wyłonieniu nowego rządu. A w nim oprócz CDU mogą się znaleźć SPD, będąca na trzecim miejscu w sondażach i dysponująca poparciem 17 proc. wyborców, lub Zieloni, zajmujący czwartą lokatę i 12 proc. poparcia. W zależności od wyników wyborów można się spodziewać dwu- lub trójpartyjnej koalicji, która mogłaby rozpocząć prace w marcu. – Mam nadzieję, że podążymy za tradycją i w rozsądnym czasie uda nam się stworzyć stabilny rząd – stwierdził ostatnio Steinmeier.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja we Francji, gdzie Macron nie spełnił oczekiwań socjalistów, którzy wespół z prawicą przyczynili się do upadku rządu Michela Barniera, i nie nominował lewicowego kandydata na premiera, stawiając na centrystę. François Bayrou nie może liczyć na dobry start. Jego poprzednik miał jedno zadanie – uchwalić przyszłoroczny budżet – i na tym poległ na skutek forsowania go w ramach pozaparlamentarnej procedury umożliwiającej przeciwnikom zgłoszenie wniosku o wotum nieufności. Bayrou będzie już piątym premierem za prezydentury Macrona i czwartym w tym roku. Prezydent nie może przeprowadzić wyborów w ciągu roku od poprzednich, więc potencjalne fiasko nowego szefa rządu będzie skutkować powtórzeniem całej procedury.
Obóz macronistów nie ma większości w par lamencie, a do przeforsowania ustaw potrzebuje głosów lewicy, która – jak się wydaje – na dobre weszła na wojenną ścieżkę z centrystami. Bayrou jednak nie ma zamiaru przystać na żądania opozycji dotyczące utrzymania wysokich wydatków i, podobnie jak Barnier, ma proponować duże cięcia budżetowe. Deklaruje jednak chęć współpracy ze związkami zawodowymi i innymi grupami interesów. Opozycja zapowiada, że będzie torpedować działania rządu podobnie jak za czasów Barniera. ©℗
Mateusz Roszak