Artykuł
rozmowa
Samobiczowanie się jest trudne także dla leśników
Koss: 160–170 nadleśniczych straciło pracę, podczas gdy łącznie mamy 430 nadleśnictw. Do tego 17 dyrektorów regionalnych, dyrektor generalny oraz większość zastępców, a także rzecznik prasowy
Popiera pan plan wyłączenia 20 proc. lasów z wycinki?
Lasy Państwowe (LP) prowadzą gospodarkę leśną, a nie „wycinkę”. Ta może być realizowana pod autostradę czy inwestycje budowlane, czyli w miejscach, w których dochodzi do wylesienia. A tam, gdzie Lasy Państwowe prowadzą cięcia zgodne z planem, powstaje później nowy las. Tymczasem w przestrzeni publicznej i tak mówi się o „rabunkowej wycince”. Nie mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić.
O „wyłączeniu najcenniejszych obszarów leśnych z wycinki” mówią jednak umowa koalicyjna i partyjne 100 konkretów.
Rozumiem, że można odnieść wrażenie, że Lasy Państwowe od pewnego czasu zaczęły więcej ciąć. Rzeczywiście, po 2017 r. pozyskanie drewna wzrosło – wynikało to z tego, że klęski żywiołowe przełożyły się na nadmierną podaż drewna. To był błąd ówczesnych decydentów. Normalną decyzją gospodarza powinno być uprzątnięcie szkód i zmniejszenie pozyskania drewna w nieuszkodzonych częściach lasów, a zamiast tego na rynek wprowadzono 4–5 mln m sześc. drewna więcej, niż planowano. Przedsiębiorcy zaczęli więc inwestować, rozszerzać swoje możliwości produkcyjne i oczekiwać, że podaż zostanie utrzymana na poziomie powyżej 40 mln m sześc. I tak przez moment się działo, ale wcześniej sprzedaż kształtowała się na poziomie 37–38 mln m sześc.